Miałam wczoraj pewne zamiary, które spaliły na panewce. Skończyło się na tym, że podałam rzeczy do zawiezienia (m. in. laptop, w którym na reszcie trzeba poprawić jego chłodzenie), poszłam do biblioteki i pożyczłam 4 audiobooki, w których ostatnio się rozsłuchuje (w ciągu nie całego miesiąca zdążyłam wysłuchać ich około 6, w tym dwupłytowego Ojca chrzestnego i Imię Róży). Nie byłoby w tym nic zagrażającego planom, gdybym po powrocie (ok 14) nie włączyła audiobooka Profesor Wilczór (dalsza część Znachora), którego skończyłam słuchać gdzieś na 15 rozdziale około pierwszej w nocy. Jak tylko włączam audiobooki siedzę w pokoju niemalże jak zaczarowana i słucham wytrwale co będzie dalej i dalej, aż orientuje się która jest godzina i co by wypadało jednak zrobić.
Dla zabicia bezczynności rąk i oczu, bezmyślnie oglądałam obrazki na stylowi.pl i zrobiła dwa duże kołka szydełkiem, które jeszcze do końca nie wiem do czego mi się przydadzą. Czy do torebki czy do poduszki. Wiem tyle, że poduszka będzie prostrza do zrobienia i może nie będzie się tak mechacić, ale będzie jednocześnie tylko dekoracją.
Dzisiaj wstałam koło 10. Za oknem pada deszcz. Robię sobie odziwo kanapki na śniadanie i oglądam Magiel towarzyski. Potem sprzatam w koszyczku koło łóżka i próbuję wziąć się za czytanie o statystycznym wionkowaniu. Ni cholery mi to nie idzie. I jakoś tak znowu (bo już w tym tygodniu tak miałam) włączyła mi się dla odmiany tęsknota. Nie smutek. Nie irytacja. Tylko bliżej nie określona, bezsensowna tęsknota, która jeśli sam nie przejdzie nie zostanie ugaszona. Ale to nic, przeżyje, jakoś to będzie, przecież nie ma sensu rozsypywać się całkiem w drobny maczek.
No dobra :D a między którą, a którą godziną się uczyłaś ? :D
OdpowiedzUsuń