9 maja 2011

niby nic się nie stało... niby podjęło się decyzje, która wydawała się najlepsza... a jednak coś nieodwołalnie szlag trafił! i choć w gruncie rzeczy, wybrano najlepsze rozwiązanie, to jednak coś w tym wszystkim nie pasuje, czegoś brakuje, i coś nie tak się zmieniło, jak to sobie wyobrażaliśmy. ale jeśli odczuwamy "ból", "smutek", "niepokój" czy "cierpienie" to może jednak nie jest z nami tak źle i mamy w sobie coś z człowieka? z człowieka rozumnego, posiadającego duszę, wrażliwość, sumienie i uczucia. no bo przecież nie możemy zakładać, że są to objawy masochizmy albo choroby na tle nerwowym. nikt o zdrowym rozsądku i sumieniu nie zadaje sobie i innym ludziom "bólu" i "cierpienia", ale jednak czasami trzeba coś zrobić, żeby nie stać się jeszcze większym masochistą, który doprowadzi nas w końcu do totalnej zguby. podobno "proste złamania leczą się najłatwiej"... jednak ile to może potrwać? dzień? 2 dni? tydzień? kilka tygodni? kilka miesięcy? no mam nadzieje, że nie kilka lat? to nie ważne ile, nie ważne czy samemu się z tym uporało. ważne, żeby skutecznie pozbyć się "niepokoju ducha". trzeba przyzwyczaić się do tego, co z trudem jesteśmy w stanie zaakceptować i wbić w swoje "ramy normalności", przy okazji nie zadając jeszcze większego "cierpienia".
najgorsze w tym wszystkim jest to, gdy podjęte decyzje wywołują mniejszą bądź większą lawinę konsekwencji. konsekwencji, które jeszcze bardziej utrudniają przejście do porządku dziennego po wykonanym manewrze. jednak jakieś konsekwencje muszą być, bo gdyby ich nie było to równie dobrze, można byłoby w ogóle nie podejmować żadnego wysiłku. a to nie byłoby wskazane, gdy jest coś nie tak.
życie jest... w życiu trzeba podejmować decyzje, które nie zawsze uszczęśliwią wszystkich, i nie zawsze przynoszą od razu oczekiwany rezultat. jednak trzeba spróbować, żeby nie żałować, że coś nam uciekło z przed nos...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz