24 czerwca 2012

Sorry memory

Od 10 00 próbowałam zrobić cholerny projekt ze statystyki. Mamy szczęśliwie 19 z minutami, a ja jestem totalnie w lesie. Pierniczę, nie robię. Nie mogę poradzić sobie z dobraniem danych tak, żeby nie były skorelowane, a żeby zrobić też coś innego to nie mam pojęcia co to miałoby być i jak to zrobić. P....le, nie robię. Powinnam chociaż pouczyć się na egzamin, ale irytacja do tego przedmiotu trochę mi w tym przeszkadza. Nie chce mi się. Najwyżej wyląduje na statystycznej pogawędce we wrześniu. Kurna, nie mam w ogóle serca do tegorocznej sesji letniej. Jest za gorąco, za leniwie, za smutno, za ciężkie przedmioty i w ogóle kiszka. Mam nadzieję, że we wrześniu jakoś mi to lepiej pójdzie, i że teraz zdam chociaż demografie, prognozy i symulacje, jakoś analizę jakościową, że mi się jutro jakoś fartnie (choć w to wątpię) i bardzo mi zależało, żeby jakoś udało mi się zdać egzamin z ekonometrii dynamicznej i finansowej. Nie ukrywam, że jakbym to zdała byłabym najbardziej usatysfakcjonowana. Ech, sesja! I pomyśleć, że ja będę miała ją do co najmniej 2 lipca (pomijam już wrzesień), a niektórzy już mogą się bezkarnie opi...lać....

Mikromusic - Bo mi

Listy do M.

Niech to gęś kopnie! Napisałam notkę o filmie Listy do M. i szlag ją trafił. (Q!) Dlatego powiem tylko, że fajny film; że dali radę; że nie jest żenujący; że wszyscy fajni aktorzy i fajnie grają; że nie zalatuje irytacją, że znowu gra Karolak; że co prawda to nie jest tak intensywny jak To właśnie miłość, ale dają radę; że Julia Wróblewska oczywiście gra słodką dziewczynę, i jeśli chce zostać aktorką to życzę jej takiego samego sukcesu jak odnosi teraz; i że w zasadzie to mogę z miłą chęcią kiedyś ten film obejrzeć znowu. I tyle musi wystarczyć, bo się zirytowałam napisem "Ups, wystąpił błąd."

22 czerwca 2012

Książe z mojej bajki

Siedzie przed laptopem, który spokojnie już może mnie parzyć w nadgarstki, i zastanawiam się czy coś napisać czy jednak sobie darować... Przychodzi mi tylko do głowy albo glindzenie albo chęć stworzenia notki o księciu z bajki. I dochodzę do wniosku, że oba te pomysły są nie stosowne.
A co tam. Spróbuję stworzyć obraz księcia z mojej bajki, choć tak naprawdę nie wiem jaki powinien być... Dlatego będzie trochę infantylnie.
Zacznę od wyglądu. Wyskoki, normalnej postury brunet lub szatyn o oczach pełnych szlachetności. Innymi słowy powinien być mojego wzrostu lub troszeczkę wyższy. Musi wyglądać normalnie, nie "chucherko" (bo ja nigdy nim nie będę), ani nie ogromny "miś" lub "góra mięśni". Wydawało mi się, że podobają mi się niebieskoocy bruneci, jednak co do koloru oczu nie jestem tego taka pewna. Bruneci i szatyni bardziej mi się podobają niż blondyni, a niebieskie oczy chyba porostu nadają łagodności twarzy. A może wzięło mi się to stąd (jak pewnie powiedzieliby psycholodzy), że mój tata jest niebieskookim brunetem o normalnej postawie, trochę wyższym ode mnie. Jednak suma summarum jakbym spotkała człowieka podobnego w stu procentach z charakteru to od razu wiedziałabym, że związek jest spisany na straty (ponieważ część tych cech odziedziczyłam, a ich dodatkowe kumulowanie stwarza mieszankę wybuchową).
Ponadto, podobno lepiej jest jak nie jest się w tym samym wielu. Jednak czy powinien być młodszy czy starszy i o ile nie potrafię tego sprecyzować. Na pewno nie w skrajności, czyli tak do 15 lat? No może do 10?
Co do osobowości i charakteru, pewnie jak większość kobiet, mogłabym się rozpisać, jednak nie wiem czy uda mi się to tutaj zrobić. Mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają i uzupełniają. Jeśli to przemyśleć mnie uosobienie pewnych cech, których jednak mi troszeczkę brakuje przydałyby mi się. Szczególnie jeśli się jest empatą, i część cech i zachowań przejmuje się od drugiej osoby momentalnie. Jakie to cechy? Na pewno pogoda ducha. Mieć dystans do siebie i otoczenia, inteligentne poczucie humoru, zdecydowanie, wytrwałość, waleczność, zdrowy rozsądek, umiejętność wychodzenia z opresji, komunikatywność. Te wymienione cech w jakimś stopniu posiadam, ale nie na tyle wysokim, aby być z osobą, która ich nie ma. Niestety często miewam taki sobie humor więc dla mnie na wagę złota jest osoba, która ten humor mi poprawia (i od czasu do czasu przytuli i powie, że mnie kocha, a przynajmniej nie zirytuje się jak go o to poproszę), a nie zdołuje jeszcze bardziej (W tej chwili mam taką osobę, z którą jak się spotkam to jakoś tak trochę mi lepiej, ale niestety obie jesteśmy heteroseksualne, a w dodatku ona jest już zajęta). Przydałoby się, żeby nie było dla niego rzeczy niemożliwych, ponieważ u mnie jest to ograniczone w stopniu mnie irytującym. Po prostu nie jestem wygadane i odważna na tyle ile bym chciała (Ha! Nie byłoby źle gdyby potrafił mnie ośmielić, dodać mi sił i wiary). Powinien wiedzieć kiedy o coś walczyć do upadłego, a kiedy odpuścić. Ponadto dobrze byłoby gdyby umiał gotować, nie stronił od zajęć domowych, potrafił przybić przysłowiowego gwoździa i odkręcić słoik, umiał sobie znaleźć zajęcie (miał jaką fajną pasje), lubić chodzić na spacery (najlepiej po mieście, ale jak będzie wypad w góry to chętnie; nie przepadam łazić po lesie), do kina i teatru (może też na jakieś koncerty?); być dobrym i odpowiedzialnym kierowcą. A! i tak jeszcze abstrahując, jeśli chce mieć dzieci, powinien posiadać wszystkie cechy dobrego taty i uczestniczyć czynnie w ich wychowaniu.
W zasadzie tyle pozytywnych udało mi się wymyślić. Przychodzą mi inne może jeszcze do głowy, ale one jakoś łączą mi się już z tymi co napisałam. Może jeszcze jedno. Szczerość, umiejętność wyrażania siebie i dobierania słów.
Jeśli chodzi o cechy, których nie powinien mieć, a nie pokrywają się z już wymienionymi to troszeczkę ich jest. Niestety, jak dla mnie powinien stronić od alkoholu, co w naszej kulturze jest chyba jeszcze większą bajką niż wszystkie wyżej wymienione cechy. Jednak jako idealistka mogę mieć takie marzenia. Ale, żeby nie było chodzi mi najbardziej o to, żeby znał umiar w piciu alkoholu, i żeby nie było to zbyt często (a najprościej to ujmując, żeby alkohol nie był lekarstwem na wszelkie bolączki i dolegliwości). Nie może palić, ponieważ jestem osobą niepalącą. Dość, że papierosy zabijają to strasznie śmierdzą (i sporo kosztują). Nie może być hipochondrykiem, cholerykiem, kłamcą, sadystą, (masochistą), despotą (zaborczy), chorobliwie zazdrosny, nietolerancyjny, rasistą, pracoholikiem, nadmiernym pedantem, egocentrykiem i skrajnym egoistą  oraz wszystkie te cechy, które powodują konflikt z prawem (tyle na razie przychodzi mi do głowy, a w każdym bądź razie chodzi mi o te wszystkie cechy zwyrodnialcze i patologiczne). Nie wiem czy mam to wszystko tłumaczyć. Wydaje mi się z definicji wszystko jasne. Może powiem tylko o kłamstwie. Wydaje mi się, że wolę szczerą prawdę w dobrze dobranych słowach, niż stwarzanie własnej prawdy, oszukiwanie i robienia ze mnie idioty. Dodatkowo mógłby nie spóźniał się i nie wystawiał mnie do wiatru (szczególnie często i w ostatniej chwili), ponieważ jak do tej pory ja nienawidzę się spóźniać i często bywam na miejscu dużo wcześniej.
Tak, to chyba wszystko, a przynajmniej te najważniejsze cechy. Po długości notki wydaje się, że jednak udało mi się stworzyć opis księcia z mojej bajki, mniej lub bardziej infantylny. Poidealizować zawsze można, a ja bardzo w to wierze, że marzenia się spełniają. I marzenie o idealnym małżeństwie z księciem z bajki jest możliwe.

21 czerwca 2012

Auć, parzy mnie gładzik:D

W ramach odpoczynku po takim sobie dniu postanowiłam włączyć sobie 2 bajki. Pierwsza to Piorun. Bajka o psie imieniem Piorun, który jest kultowym bohaterem serialu. Przez całe swoje życie myślał, że jest superbohaterem, który ma bronić swoją panią przed Doktorem Zło. Jednam przez pewien bieg wydarzeń musiał zmierzyć się z rzeczywistością i poznać prawdziwe psie życie. Jak to w bajkach bywa, szczególnie tych z Disneya, można doszukać się morałów, które subtelnie wyłapuje się podczas oglądania filmu.
Drugim filmem, który obejrzałam jest Alicja w krainie czarów. Wydaje mi się, że ten film zna prawie każdy, a przynajmniej częściowo wie o co chodzi, a morały wprost rażą swoim jestestwem (oczywiście nie na tyle, żeby obrzydzić mi przyjemność z oglądania). Przyznaje się, ja obejrzałam go po raz pierwszy w całości, albo po prostu nie pamiętam, żebym oglądała jakąkolwiek inną wersje. No przepraszam, byłam w kinie na Alicji w krainie czarów, w której zagrał Johnny Depp z Mią Wasikowską, a nie dawno od połowy akcji oglądałam w telewizji (i chyba nadal wole 2D od 3D). Co prawda oba te filmy o Alicji mnie nie powaliły  i nie do końca wiem, która jest lepsza, ale Johnny w swojej charakteryzacji bardziej mi się podobała jako kapelusznik (może to wynika z mojego wieku:D). Obie Alicje... są produkcją Disneya, i w zasadzie jedna jest kontynuacją drugiej. Animowaną stworzono 1951, a tą filmową w 2010.
W między czasie, czyli w trakcie oglądania, zrealizowałam swój plan, rozwiązania problem braku białej koszuli z krótkim rękawem. Mianowicie stwierdziłam, że z długim mam wystarczająco dużo, i że jedna bluzka, której jeszcze nie nosiłam idealnie się nadaje do przeróbki. Z resztą wcześniej obcięłam jej kołnierzyk, to stwierdziłam, że jak obetnę jej jeszcze rękawy to się jej nic nie stanie. No i obcięłam. Tragicznie to nie wygląda więc wydaje mi się, że do noszenia na letnie egzaminy się nada. No i jak skończyłam obrębiać rękawy to zaczęłam już oglądać Alicję..., więc zrobiłam jeszcz ze 3 rządki na drutach takiej jednej rzeczy :p. Mam nadzieję, że uda mi się to skończyć, i że nie będzie źle wyglądać.
No i pomyślałam sobie na koniec oglądania, że a może by coś napisać na blogu.... Dotyka ja ci gładzik :D, czyli myszkę laptopową, a ona taka gorąca, że aż w paluszki parzy :D. Co się okazało? Dziecko zapomniało wtyczki od podstawki z wiatraczkiem wsadzić do gniazda USB w laptopie. No i suma sumarum, jak kończę tą notkę i już mało będę z niej korzystać (z myszki) to robi się już w miarę zdatna do użytku :D.
PS.Jak wracałam do domu z uczelni myślałam o czymś co by tu napisać. I nie wyszło. Choć może tylko dodam, że widziałam jak na placu puszczali coś na zasadzie latawca i przypomniało mi się, jak przez mgłę, że jak byłam mała to też puszczałam latawce z tatą. Tzn. on puszczał, a ja miałam z tego frajdę :D.

P.S.S Doszłam do wniosku, że starej dobrej klasyki nie da porównywać się z nowoczesnymi kolorowymi możliwościami grafiki. Owszem, bohaterowie z filmu są bardziej kolorowi i mają swoją charyzmę, ale bez bajki (i książki) nie powstaliby.

16 czerwca 2012

Przepraszam, brak polotu ;p

Ha, ha, ha. Miałam pisać codziennie a tu taka wpadka. Druga notka wciągu 2 miesięcy. Ale tak wyszło. Brak polotu. A w zasadzie to się nie będę tłumaczyć. A co z tym będzie dalej, to się jeszcze zobaczy. Chwilowo. Podobno sesja. Zaliczenia. Egzaminy. Potem się zobaczy. .....
Co nowego?
Zacznę od starego.
Eeemm, powinnam dokończyć notkę z wypadu do Warszawy, ale przyznaje, nie chce mi się. Powiem tylko, że w poniedziałek zleciałam pół Warszawy :D. Byłam w zoo, w złotych tarasach złapałam oddech i zjadałam, później poszłam na stare miasto, i prawie już padnięta wróciłam do mieszkania Madzi:P. We wtorek pojechałyśmy do Ogrodu Wilanowskiego i do Łazienek. A w środę wróciłam do domu, a później później ;p do Krakowa.
Udało mi się wybrać na Nietykalnych. Powiem szczerze. Pomimo, że nie "zrozumiałam" większości dialogów, sens filmu jakoś do mnie dotarł, i ogólnie mi się podobał.. Więc cały szum, że świetny film mogę powiedzieć, że jest słuszny. (A tak w ogóle, dopiero po zakończeniu filmu dotarło do mnie, że jest to film oparty na faktach:P)
Dokończyłam czytać Freddie Mercury i ja, napisaną przez kochanka Jima Huttona. Pomijając fakt, że wiadomo, że się smutno skończy, to zakończenie jest jeszcze smutniejsze, niż mogłoby być. Tzn. że zamiast "jakoś się dobrze skończyć, pozbierać po śmierci" to... że tak powiem, pojawiły się nowe problemy i zgrzyty (rąbnięta Mary...:P).
Jeśli chodzi o Darnia na kanapie, czyli co 27 mężczyzn myśli o miłości, rozstawaniach, ojcostwie i wolności Daniela Jonesa, zostało mi jeszcze jedno opowiadanie. Jednak, jedyne co mi w tej chwili przychodzi do głowy to, to że jest napisana takim językiem, że wcale bardzo szybko mi się jej nie czytało. Tzn. dość, że ja wolno czytam :P, to jeszcze książka jest tak przetłumaczona, że fenomenalnie jej mi się nie czytało. Poza tym, jak sam tytuł wskazuje, 27 mężczyzn opowiada tak jakby swoje życie, więc jest 27 różnych opowiadań, które później można czytać na wyrywki :P .
Tak mi się przypomniało. Czy ja pisałam, że byłam na Artyście ? Jak nie, to mówię teraz. Byłam. Też dobry film. Można go obejrzeć dla samej ciekawości, jak to jest oglądać film bez słyszalnych dialogów i bez super efektów specjalnych.
Co do filmów jeszcze. Przyszalałam i kupiłam 6 Disnejowskich bajek (bo były po 19,99, czyli średnio 5zł na filmie zaoszczędziłam:p). I dzięki temu, jak wyliczyłam mamy (z mamą :P) kolekcję liczącą już 65 filmów animowanych:D. Co przez to idzie, powoli spełnia się moje marzenie, żeby obejrzeć wszystkie bajki Disneya, a ich posiadanie jest małym bonusem :D. No i poza tym nareszcie obejrzałam od początku do końca Herkulesa, (Planetę skarbów, Lilo & Stich 2 (w domu mam 1, której nie pamiętam, bo w zasadzie tą część oglądałam dawno temu w kinie:D ) ). Przydałoby się już po sesji (fu!) obejrzeć tą resztę, którą teraz kupiłam, a jak będzie nadal promocja to może coś jeszcze dokupię np. Pocahontas.
Taa, sesja.... pominę ten niezbyt dla mnie ciekawy temat i powiem na zakończenie, że chciałabym iść do kina na Królewnę Śnieżkę i Łowcę i w zasadzie też na Avengers (ale co by się za bardzo nie zmęczy :p na dubbingowanych :p. Ja nie należę do osób, którym to przeszkadza :p, a nawet uważam, że Polacy są w tym całkiem nieźli:p).


Ooooo! Przypomniało mi się. Mam super mamę :D. Poprosiłam ją, żeby mi załatwiła plakat z festiwalu muzyki filmowej (bo ja się coś nie mogłam zebrać, a poza tym przy pierwszym moim podejściu nikt mi nie odpowiedział;p). No i załatwiła. Okazało się, że wysłałam maila na nie odpowiedni adres. A jej odpisali. Miałam go tylko odebrać z recepcji na jej imię i nazwisko. Co ciekawe, biuro okazało się być blisko mojej uczelni, i miałam też takie mini inne szczęście (nie wszyscy raczej to zrozumieją dlaczego, ale nie będę tego  tłumaczyć:P), które było związane z tym, że nie musiałam dzwonić do biura festiwalu domofonem, a recepcji nie musiałam długo szukać;p.
A tak wygląda plakat:

No i na zakończenie powiem, że na Dzień Dziecka udało mi się namówić mamę na dwie koszulki z lekko stronniczej akcji (chłopaki zbierają cały czerwiec na dom dziecka w Krakowie. Szczegóły na lekkostronniczaakcja.pl). A najbardziej uśmiałyśmy się, jak mama zapytała: na co mi dwie koszulki (dla szczegółów powiem, że jedna jest damska a druga męska:P). Niewiele myśląc odpowiedziałam, że w jednej będę chodzić a w drugiej będę spać (oczywiście spać w tej męskiej:P) :D. Słyszałam, że już przyszły(po tygodniu czekania), i że są nawet nadające się do chodzenia:P.