30 października 2011

to powiedzmy, że pierwszy miesiąc na mgr za mną i dodatkowo kilka mniej i bardziej zbędnych atrakcji.
nie będę się za nadto żalić, szczególnie na plan zajęć i na przedmioty, ale to nie zmienia faktu, że jedyna moja nadzieja... no może źle to ujęłam. miałam nadzieję, że z naszej licencjackiej czwórcy zostanie chociaż dwójca, a zostałam tak naprawdę sama. i na dodatek okazało się, że jestem w grupie 1012 a nie 1011, ale w tym przypadku to chyba nawet dobrze się składa. może nie będzie tak źle :D . z tego wszystkiego wypadało mi założyć facebooka, bo jednym z głównych powodów było właśnie to, że straciłam "wtyczkę fb", (tzn informatora, który na bieżąco mógłby mi mówić co tam ciekawego się dzieje ;P). no i jakoś jeszcze go nie pokochałam. najpierw miałam wątpliwości, a potem poczułam się jakbym wlazła w mrowisko. jednak prawda jest taka, że jak nie będzie mi już tak bardzo potrzebny zawsze mogę go usunąć .
kolejnym już nie związanym z uczelnią wątkiem jest to jak wygląda przesyłani mi coś przez eweline :D. jak wracałam do krakowa zapomniałam wziąć jednej rzeczy. mama zapytała się czy nie chcę, żeby coś przywiozła mi z domu ewelina do krakowa. no to nie wiele myśląc pomyślałam o tej rzeczy. no i efekt jest taki, że jak ewelina przyjechała na początku października do krakowa, ja zdążyłam być trzy trzy w domu i mama zdążyła raz do mnie przyjechać :D.
pomijając już zbędne marudzenie, przejdę do tego, że byłam z mamą na świetnym koncercie "c'est la vie" w teatrze im. juliusza słowackiego. i już po pierwszej części, którą był finał festiwalu piosenki studenckiej prowadzony przez zbigniewa zamochowskiego, stwierdziłyśmy z mamą, że nie żałujemy wydania 150 zł za bilet :P. było 10 finalistów, 10 piosenek plus dwie piosenki zaśpiewane przez dwóch zwycięzców. powiem nawet, że ta pierwsza część, chyba troszeczkę bardziej mi się podobała. drugą częścią był koncert z okazy 20 rocznicy śmierci andrzeja zauchy. tu już nie liczyłam tak skrupulatnie piosenek :D, ale każdy artysta zaśpiewał ok. trzy piosenki. tą część prowadził krzysztof piasecki, który był związany zawodowo z adrzejem zuchą ( o czym nie wiedziałam ;p). przypuszczam, że wysoka średnia wieku na sali była spowodowana wysokimi cenami biletów. choć przypuszczam również, że tego rodzaju muzyka nie jest zbyt popularna w niższym przedziale wiekowym :D, ale nie będę się nad tym teraz wywodzić :P. podsumuje to jednym zdanie: było fajnie i trzeba to powtórzyć.

1 października 2011

wpadłam na pomysł, żeby zrobić sobie wycieczkę do koleżanki. i powiem, że się udała. pochodziłyśmy po mieście, w którym mieszka, zwiedziłam korytarze jej szkoły, przycupnęłyśmy w fajnej kawiarni w rynku, zwiedziłam galerie :D, i wróciłam z powrotem. było miło, szkoda tylko, że tak rzadko się widujemy. ale w zasadzie nie o tym chciałam napisać. w związku z tym, że stwierdziłam, że im wcześniej wyruszę tym lepiej wstałam dzisiaj koło szóstej rano. i było mi dobrze :D. wstałam z przeświadczeniem, że nie jest ze mną tak źle, i że coś może jednak umiem. dostałam to wymarzone, szczęśliwe zakończenie i zaczynam tak jakby coś nowego. udało mi się zdać ten cholerny egzamin, zdążyłam oddać prace dyplomową, i co chyba najważniejsze udało mi się bez większego wysiłku obronić się i z lekkim stresikiem zdążyłam złożyć papiery na mgr. czuję się uskrzydlona, mam 2 DNI WAKACJI, no liczmy 4 bo zajęcia zaczynają się od środy ( pomijam fakt, że do jakiej grupy bym nie należała plan jest beznadziejny, a przedmioty... zapowiadają się... przerażająco, ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle). czuję lekką dumę, tak coby nie popaść w zbyt duży nie zasłużony samozachwyt. udało mi się. jak to ktoś powiedział "renata zawsze spada na cztery łapy, jak kot". mam nadzieję, że dalej tak pozostanie i zrobię magistra :D (jak to mawiają mgr można gówno robić... i nieźle zarobić :D), że wszystko ułoży się dobrze, a najlepiej bardzo dobrze :D. a na razie niezmiernie cieszę się, że udało mi się zdać wszystko, napisać dobrą prace analityczną i obronić licencjat, oraz dostać się na mgr. wiem, powtarzam się, ale zazwyczaj mam kijowy humor, a to.., takie szczęście... naprawdę uskrzydla.