27 września 2013

Dobry Samarytanin czy Jeleń wpuszczony w maliny?

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Jesteście na spacerze (najlepiej na taki przy brzydkiej pogodzie). Zaczepia was facet, który wygląda na normalnego przeciętniaka. Nie typowego, polskiego żula. Normalny przeciętniak. Zaczyna gadać jak poparzony, że jest z daleka i potrzebuje pieniędzy na bilet. A jak dostanie tylko wypłatę odda pieniądze. Na dowód dobrych zamiarów pokazuje dowód osobisty i prawo jazdy, trzyma zwykły telefon komórkowy i mówi, że jak mu pomożesz weźmie twój nr telefonu i skontaktuje się później z tobą w sprawie oddania długu. Wplata w to wszystko, że jest optymistą i osobą wierzącą. Wierzy, że ktoś nad nim czuwa, i że taka osoba (wierząca) mu pomoże (nie wyglądana na światka jehowy). Co robicie, zważając, że bilet nie jest tani?
Dobrze. To teraz chcecie mu pomóc, bo wzbudził wasze zaufanie. Nie macie pieniędzy przy sobie, a do bankomatu jest z 15 minut drogi. Co robicie?
Pewnie z 95% z was odpuściłoby przy pierwszym wyobrażeniu i nie pomogło mu. Przy drugim wyobrażeniu 99% z tych pozostałych też by odpuściła i mu nie pomogła. Czyli ma bardzo marne szanse na uzyskanie pomocy, jeśli jest prawdziwa.
Z czego to wynika? Bo przecież nie z tego, że jest prawie koniec miesiąca i nie macie pieniędzy na koncie jak ten facet. Nie. To wynika z szerzącej się nieufności do ludzi, bo za dużo chodzi po tym świecie oszustów i osób manipulujących innych. I tylko taki jelenie jak ja dają się czasami podejść, a nie jestem jeszcze na emeryturze. Ba! Nie mam nawet jeszcze pracy.
Co mnie do tego posunęło oprócz braku asertywności i zbyt duża empatia? Jedyne co przychodzi mi do głowy, na co mogę to zwalić to wychowanie, które nie uważam za złe, ale w tym wypadku naiwne. Usłyszałam kiedyś, że ludziom trzeba pomagać, bo "energia" potem do ciebie wraca. Ta dobra i ta zła.
Nie wiem czy "kupowanie energii" faktycznie ma coś w sobie czy nie, ale w dzisiejszym wypadku czuję się jak jeleń wpuszczony w maliny, a nie jak dobry Samarytanin, który ratuje człowieka z opresji. I choć już zdarzyło mi się "pomagać" wpierając kogoś finansowo, dzisiaj czuję się naprawdę dziwnie. I nie wiem czy chodzi tu o to, że dałam się tak podejść, czy o to, że faktycznie ten człowiek może się ze mną skontaktować i oddać mi pieniądze? Na domiar złego, a w zasadzie chyba dla pogorszenia humoru sprawdziłam ile może kosztować domniemany bilet, i dodatkowe, lub inne opcje pomocy. Ale może faktycznie "dobra energia" do mnie wróci? Za tą cenę powinna.

25 sierpnia 2013

Zaskakujące pomysły

Nie wiedzieć za bardzo czemu, ostatnio przychodzą mi do głowy dziwne pomysły. To znaczy z mojego punktu widzenia są one dziwaczne. Bo jak inaczej można podejść do chęci (spróbowania) nauczenia się kładzenia płytek na ścianę? Podobno to żadna filozofia. Na ścianach zaczyna się od dołu, trzeba równo położyć klej na powierzchni i trochę na płytki, i robić szczeliny przy pomocy krzyżyków, a potem zafugować. Z mojej wyobraźni wynika, że najtrudniejsze jest docinanie płytek, tak żeby były idealnie dopasowane. Hmm... to nie może być takie trudne. Jedna z moich cioć w swoim domu (i chyba nie tylko) sama kładła płytki, i trochę tego było. To samo chyba dotyczy się chęci robienia mozajek. A już w ogóle dziwnym pomysłem jest chęć produkowania samej ceramiki, pomijając fakt, że mam fachowca pod ręką.
Kolejnym dosyć dziwnym pomysłem jest to, że chętnie "nauczyłabym się" stolarki meblowej. Pewnie wynika to z tego, że napaliłam się na zrobienie stojaka na ręczniki do łazienki, bo ten co jest trochę się zużył, i przydałby się trochę większy. W tej chwili, ja swoje ręczniki trzyma... na stojaku, który miał być na ubrania, i który... też sama zrobiłam. I to dawno, dawno temu. Za piękny może nie jest, ale do tej pory się nie rozleciał i spełnia swoją funkcję. To znaczy najlepiej mi się na nim suszy ręczniki, bo ubrania nadal najchętniej rzucam na krzesło. Wracając do stojaka. Od tygodnia zmienia trochę swój wygląd w mojej głowie i ciągle zastanawiam się jak go najlepiej poskładać. Byłam dzisiaj nawet w Castoramie, żeby się rozejrzeć za elementami, a w poniedziałek może wybiorę się do jeszcze innego sklepu. W każdym bądź razie bardzo, bardzo, bardzo chciałabym go zrobić, i żeby dobrze wyglądał i był funkcjonalny. A tak w ogóle to nie jedyny pomysł, który chciałabym zrealizować, jeśli chodzi o drewno. Co jestem w łazience, chciałbym zrobić szafkę pod umywalkę, bo jakoś mi tam strasznie łyso. Poza tym kłębi mi się pomysł na wieszak na ręczniki z półką i drewniane doniczki z "systemem nawadniania".
Jednak najbardziej szalonym pomysłem, a właściwie marzeniem jakiem mam to jest otworzenie pracowni z własnoręcznie zrobionymi rzeczami, które chciałabym, żeby nie wyglądały zbyt kiczowato i jarmarcznie. Żebym mogła "żyć" z robienia okazjonalnych kartek, ozdób świątecznych, biżuterii, czy rzeczy, które wyposażają i upiększają domu.....
Taaa.... dużo tego "chciałabym"...

25 lipca 2013

Zacięłam się

Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie.... Potrzeby, decyzje, gospodarstwa domowe, badania, ankieta, dane, analiza.... Co ma jedno do drugiego? W zasadzie nic. Oprócz tego, że jedno i drugie sprawia mi nie jaką trudność. Jedno jest łamańcem językowym, drugie to pojęcia związane z moją pracą magisterską, którą już dawno powinnam napisać i oddać do sprawdzenia. A prawda jest taka, że nie mogę się zebrać do jej pisania. Od ładnych paru miesięcy mam tylko nie całe 4 strony pracy, rozwiązaną ankietę, którą wprowadziłam to Excela, zainstalowane dwa programy do analiz matematycznych i stertę nieprzeczytanych książek. W ramach przyzwoitości do końca września powinnam ją mieć napisaną. Jeśli będzie mi szło jak do tej pory, to ciężko będzie. Na razie w ramach rozruszania moich szarych komórek, próbuję napisać tą notkę. I szczerze powiedziawszy nawet to idzie mi bardzo mozolnie. Czyżbym nie mogła pozbierać myśli do kupy? Czy przez wrodzone lenistwo nie czuję gilotyny na szyi, która kazałaby mi to napisać? Czy ogarnęła mnie nuda, której definicja z Wikipedii mnie zaskoczyła (już bliższa jest mi definicja sjp z pwn, ). ... Od soboty siedzę w domu przez co zrobił mi się większy metraż, ale też przez to, nie wiem czemu, ciągle chce mi się jeść. W sobotę byłam na grillu. W niedzielę przyjechała ciocia z Warszawy. W poniedziałek ubzdurało mi się przestawianie mebli, które skończyło się jedynie na zmianie ich kolejności, a potem spacer. We wtorek było sprzątanie i spacer. W środę dwa spacery i kupienie kawy, bo przez cały dzień chciało mi się spać. Dzisiaj mamy szczęśliwie czwartek i od rana nie mogę się zebrać do pisania. Jak na razie wyjęłam książki z walizki ustawiając je w stosik na stole, zrobiłam tyci porządek z plikami, przeczytałam te nieszczęsne, niecałe 4 strony pracy i żyję nadzieją, że się rozkręcę pisząc tutaj.... Jednak jedyne co na razie czuję, to nieustającą chęć zjedzenia czegoś i poziewania sobie, co wcale nie musi oznaczać, że kawa przestała działać i powinnam się zdrzemnąć. Byłam z mamą u babci, bo była umówiona wywózka elektrośmieci. Poszły 3 radia, froterka, odkurzacz, 2 lodówki, części z telewizora, 2 bojlery, płyta do gotowania, telewizor, adapter. I okazało się, że została jeszcze jedna duża lodówka, której nie zauważyłyśmy, bo stała gdzieś w zagraconym kącie, a dodatkowo w piwnicy nie było światła. No cóż, mówi się trudno. Może następnym razem. Natomiast zostało jeszcze jedno radio na moje życzenie, może kiedyś "zagracę" sobie nim pomieszczenie, ponieważ jest duże, prawie antyczne. U cioci w Krakowie takie stoi w pokoju. A tak w ogóle w tych piwnicach jest naprawdę dużo rzeczy, które powinno się wyrzucić, bo trzeba byłoby być nieźle zakręconym i mieć sporo czasu, żeby coś z tego wykombinować, a i tak jeszcze dużo zostałoby do wyrzucenia. Choć stojąc w piwnicy, widząc chyba z 2 szafki i dwa stoliki, naszła mnie, że chętnie spróbowałabym renowacji tych mebli poprzez decoupage. Ciekawe czy coś by z tego było. Ta, ma sporo pomysłów, tylko że na nich się kończy. Bo pomijając obowiązek napisania pracy magisterskiej, po głowie czasami chodzą mi różne pomysły. Jakie? Na przykład czemu nie mogliby zelektronizować poczty polskiej po przez częściowe załatwienie spraw przez internet, bądź wprowadzenia automatów na pocztach. Założenia firmy zajmującą się kartkami pocztowymi (okolicznościowymi). Wykonanie obraz przy pomocy styropianu i materiału. Napisanie książki.... Pisanie bloga (blogów)... A dodatkowo muszę zrobić album i skończyć parę rzeczy, które zaczęłam. Tak, zalążki paru rzeczy mam w głowie, tylko co z tego, skoro większość i tak nie ujrzy światła dziennego. Musiałabym się naprawdę zaprzeć, żeby spełnić chociaż część. Dobra, bo zaczynam marudzić. Tekst wyszedł spory, ale zapewne mało treściwie i sensownie. Na dodatek wcale nie czuję rozruszania szarych komórek i chęci pisania pracy magisterskiej. Teraz jedynie na co mam ochotę i na czym się skończy to prysznic i film, którym będę znowu próbować wyłączenia jakiegokolwiek myślenia, łącznie z tym potrzebnym i nie potrzebnym....

Gary Jules- Mad World From Donnie Darko

13 maja 2013

Nudu panie. Nuuudyyy cześć 2.

Tym razem piszę z tej nie zbyt udanej aplikacji, ale tak jakoś padła mi energia i jakiekolwiek myślenie, że nawet nie mam pomysłu aby cokolwiek zrobić. Nawet nie chce mi się lakierować pudełek na gazety. Myślałam, żeby może wziąć się za sutasz, ale totalnie nie mam pomysłu co to miałoby być i jak to miałoby wyglądać. Więc w końcu bezproduktywnie leżę sobie na lóżku i piszę trzy po trzy notkę dla zabicia czasu. Nawet laptopa mi się nie chce włączyć, żeby obejrzeć może jakiś film. A chętnie przypomniałabym sobie 'Szybkich i Wściekłych', bo nie wiele z niego pamiętam, a ostatnio obejrzałam pozostałe części i nie mogę doczekać się kolejnej. 24 maja ma wejść szósta część do kin w Polsce, a z tego co wyczytałam od lipca czy od sierpnia mają zacząć pracę nad siódmą....
Kurczaczki. Zawiesiłam się, więc chwilowo na tym skończe.
Aaa! Prezentacje przeżyłam i nawet zmieściłam się w czasie. Co do tego na ile się podobała, jak dobrze wypadłam i czy nie zanudziłam nic mi nie wiadomo. Najważniejsze, że mam zasobą i to by było na tyle jeśli chodzi o zaliczanie Marketingu internetowego, ale już dla statystyk pochodzę na resztę wykładów, bo za obecność są dodatkowe punkty.

Nudy panie. Nuuudyy

Siedzę sobie grzecznie na uczelni. Czekam na wykład, na którym mam wygłosić prezentacje na temat blogów. Mam nadzieję, że wykładowca się nie będzie bardzo czepiał, bo nie ustalałam z nim szczegółów. Poza ty myślałam, że szybciej to zrobię i chyba liczyłam na inna formę. Jest chyba trochę za długa i nudna, i brakuje jej jednej rzeczy, ale tak musi już zostać.
Zjadłam sobie obiadek w "restauracji" na uczelni, którą nie dawno otworzyli. 13 zł za cały obiad nie jest tak bardzo dużo, ale jednak obiad mógłby być trochę lepszy. Zupa może być. Ziemniaki takie sobie i w dodatku zimnawe, filet z kurczaka mógłby wyglądać lepiej, a surówka mniej wodnista i nie pasował mi zbytnio w niej ogórek kiszony.
Miałam odprowadzić Iwonę na przystanek, ale odpuściła mi bo deszcz pada, a poza tym dźwigam dzisiaj laptop. I tak siedzę na trzecim piętrze w bibliotece, coś próbuję wykombinować, ale jakoś nic specjalnego nie wychodzi. Okazało się, że muszę wyłączyć blokowanie reklam żeby wejść na Google AdSense. A jak już tam weszłam to zrezygnowałam z tego, bo myślałam, żeby to pokazać na prezentacji, ale chwilowo nie chce się z tym wiązać (tylko czy ja aby na pewno tego już nie próbowałam włączyć?). Chciałam wstawić zdjęcia na bloga z pracami z decoupage i nie tylko, które do tej pory zrobiłam, ale jakoś idzie to strasznie mozolnie i mam za dużo zdjęć, więc chwilowo to zaniechałam. Za to zaczynam mieć co raz większą ochotę na pociapracie czegoś, albo na pomalowanie ścian... Ścian nie pomaluje, ale ciapracie jest bliżej moich możliwości. Jak nie zacznę czegoś nowego to przynajmniej polakieruje to co mam zaczęte. Może uda mi się to kiedyś tutaj wrzucić. A w tej chwili chyba będę się zbierać, niedługo wykład i krzesło robi się coraz bardziej niewygodne.

11 maja 2013

Poprawka tekstu

Wiedziałam że tak będzie!
Tekst powinien wyglądać tak:
"To chyba nie jest dobry pomysł w kierunku poprawienia częstości pisania postów na blogu, ale spróbować chociaż raz mogę. Dlaczego nie zbyt dobra? Bo już widzę że etykietki będę; musiała poprawiać z powodu braku możliwości wyboru z już istniejących. Aplikacja nie poprawia błędów więc może być z tym kiepsko. A jak znam życie prędkość tego wszystkiego będzie poniżej wszelkiej krytyki. Obrazki maja ograniczone ustawiania i nie wiem jak to wyjdzie przed opublikowaniem tej notki. Nie wiele można ustawić bezpośrednio przy pisaniu, więc mało mnie to zachęca."
Takie zapisywanie i publikowanie Google może się wypchać swoją aplikacją. I do jasnej cholery jakich mam użyć przycisków do rozdzielania etykietek?! Nie rozumiem tego polecenia pod etykietą. I dlaczego publikacja nie idzie za pierwszym razem?!

Próba pisania postów przez aplikację Blogger

<p dir=ltr>To chyba nie jest dobry pomys&#322; w kierunku poprawienia cz&#281;sto&#347;ci pisania post&#243;w na blogu, ale spr&#243;bowa&#263; chocia&#380; raz mog&#281;. Dlaczego nie zbyt dobra? Bo ju&#380; widze &#380;e etykietki b&#281;d&#281; musia&#322;a poprawia&#263; z powodu braku mo&#380;liwo&#347;ci wyboru z ju&#380; istniej&#261;cych. Aplikacja nie poprawia b&#322;&#281;d&#243;w wi&#281;c mo&#380;e by&#263; z tym kiepsko. A jak znam &#380;ycie pr&#281;dko&#347;&#263; tego wszystkiego b&#281;dzie poni&#380;ej wszelkiej krytyki. Obrazki maj&#261; ograniczone ustawiania i nie wiem jak to wyjdzie przed opublikowaniem tej notki. Nie wiele mo&#380;na ustawi&#263; bezpo&#347;rednio przy pisaniu, więc mało mnie to zachęca.
Właśnie nacisnęłam zapisywanie i wywaliło mnie z pisania notki co jest bezsensowne i jakoś beznadziejnie zakodowało mi polskie literę, więc nie wiem czy jak to opublikuje to będzie dobrze, czy będzie tak jak wyświetla mi teraz. Ryzyk fizyk, nie poprawiam tego. Najwyżej zobaczycie jak beznadziejna jest ta aplikacja.
No i zdjęcie próbne na koniec
</p>

12 kwietnia 2013

Ło joj jak się opusciłam :P

Skoro już ze dwie osoby pytają się, czemu nie dostają maila z notką to znaczy, że faktycznie się zapuściłam w pisaniu. Przepraszam. Jedyne co mam na usprawiedliwienie to fakt, że zaczęłam się bawić pracami ręcznymi, po drodze była sesja, rzadko używam laptopa, a na zabawce beznadziejnie się pisze. Większość "prac" jakie zrobiłam wrzuciłam na fb. Tu wrzucę jak się jeszcze bardziej zmobilizuje i jednak nie stracę cześć zdjęć z pracami. Bo kurde! mój laptop jest głupi i nie zapisał przerzucanych zdjęć z telefonu, który oddawałam do naprawy. Wiedziałam, że pan mi powiedzieć, że mogę utracić dane i aplikacje, więc rano szybko przerzucałam to na czym mi zależało. Włączam laptop wieczorem, chcę nieszczęsne zdjęcia wrzucić na fejsa a tu Q! nie ma ich! A w ogóle, to rano z tego powodu też się wq... bo przed pójściem spać dałam do przesłania 20 zdjęć. Wstaje rano a tam co? Zacięło się przy 14 i ni ch.... . Dalej nie pójdzie. Może bym to przełknęła jakby chociaż te 14 zdjęć było na tym fejsie. Ale gdzie tam! Jak nie przejdzie wszystko to nie ma nic. Więc ... dwa pośladki! I tym sposobem, jeśli stracę zdjęcia przy naprawie, to już raczej nie pochwale się światu moimi pracami ręcznymi, bo nie mam jak im zrobić drugi raz zdjęcia, a przynajmniej teraz. W zasadzie mniejsza z nimi. Najbardziej wkurzające jest to jak stracę zdjęcia artykułów z gazet z czytelni! Bo cholera jasna nie chce mi się znowu przerzucać i szukać tego samego w 48 gazetach. A i tak to nie były wszystkie dostępne w czytelni... Niech to szlag!
Co po za tym słychać? No te prace ręczne to kartki świąteczne i rzeczy zdobione decoupage'm, na które chyba przerażająco dużo pieniędzy wydałam, a serwetki zaczęłam zbierać jak karteczki w latach '90. Dobrze, że w sklepach dla plastyków można kupować je pojedynczo i w większości, do których chodzę są po 60 groszy. Choć 60 nie 60 groszy i tak kupiłam ich chyba stanowczo za dużo. Będę mieć ich chyba tak koło setki. Dzisiaj nawet kupiłam 23 serwetki, z czego ze 4 kupiłam podwójnie lub potrójnie, a przed ostatnio czekają na Kaśkę kupiłam ich ze 34. Ale żeby nie było, że tylko zbieram materiały, to pochwale się, że parę rzeczy już zrobiłam, które dałam lub nawet sprzedałam, a nawet mam już powiedziane jakiej wielkości mogę robić bombki. I tym sposobem będę zaopatrzona w 40 kul 6,8,10 i 12 centymetrowych, i przy okazji w rzeczy do robienia kartek. A moje 4 metry kwadratowe zrobiły się małą pracownią, gdzie już zaczynam gospodarować parapet i dla wygody zwinęłam dywan z podłogi. Bo już mi się klej na niego wylał, ale na szczęście nie widzę plamy. Poza tym jestem straszna. Bardziej szkoda było mi tego kleju niż dywanu. No tak czy siak wciągnęło mnie, a praca magisterska i parę innych rzeczy leży odłogiem. Tak, tak, wiem. Samo się nie napisze i wypadało by się za to wziąć. No ok, może nie będzie tak źle, a decoupage i próby scrapbooking'u może trochę przystopuję, bo po pierwsze brakuje mi baz do ciaprania, a po drugie następne święta są dopiero w grudniu. Chwilowo planuję tylko zrobienie ramki, resztę się zobaczy. Ale z drugiej strony mam nadzieję, że z hand made'u  jednak nie zrezygnuje. Bo choć nie bardzo umiem zagospodarować to co zrobię, to samo jako takie tworzenie sprawia mi przyjemność. Pożyjemy zobaczymy. Wielkiego biznesu na tym sobie nie wróżę.

21 lutego 2013

Pijana błogością

To nie wiarygodne jak sny potrafią wpłynąć na mój humor po przebudzeniu. Dzisiejszy sen był wybawieniem, bo wczoraj byłam kłębkiem nerwów z powodu zaliczenia z ekonomi matematycznej. A dzisiaj rano było mi taaaak dobrze, że próbowałam przez cały dzień nie dopuścić złego samopoczucia, który od pewnego czasu wplata się w moją codzienność.
Co ciekawe śnił mi się dzisiaj M, który zazwyczaj jeśli tam występuje psuje mi humor na resztę dnia. Dzisiaj było inaczej. Dobry humor utrzymał się do teraz, który został spotęgowany ulgą napisania i zaliczenia ekomatmy.
W każdym bądź razie sen był dość ciekawy pod tym względem, że niby był, a go nie widziałam; niby był, a wiedziałam i tłumaczył mi, że nie będziemy razem, co nie powodowało u mnie strasznego  "bólu". Po prostu tak jakbym pozwoliła mu iść dalej beze mnie.
Może wystarczyła mi jego obecność (w trzech fragmentach snu)? To, że tam był i"spędził trochę czasu" ze mną. A może też, to że w pewnym momencie przytuliłam się do niego i poczułam się bardzo dobrze, tak jakby coś zostało ukojone we mnie. Może spowodował to koniec snu, który nie skończył się nagle, tylko przeszedł w inny już bez niego? Skończyło się właściwie "pożegnaniem", w którym on chyba martwił się czy wszystko w porządku, a ja wiedziałam, że tak musi być. I to nie było "BO TAK MUSI BYĆ I KONIEC KROPKA", tylko "Ok, rozumiem, idź własną drogą". Była w tym jakaś prawdziwa szczerość, która powoduję uśmiech na twarzy ani jakiś irytujący niedosyt.
Może w końcu przełoży się też poniekąd na rzeczywistość i przestanę się irytować w tym temacie. Bo wcale nie jest łatwo poradzić sobie z nowym doświadczeniem, które wymaga "wyłączenia uczuć i myślenia".
Nie jest łatwo z uświadomieniem sobie, że się zakochało i potem nie odczuwaniem w związku z tym niczego, bo to nie ma sensu, szczególnie jak druga strona nie jest zainteresowana (i z pewnością uważa, że już dawno temat został zamknięty). Jak się jest nowicjuszem "życia", to nie jest prosto (a wręcz zatrważająco trudne) powiedzieć sobie: "Ok, nie to nie.", "To nie było, nie jest, i nie będzie to.", "Zagalopowałam się w uczuciach, ale muszę z tym skończyć.", "Zrobiłam błąd, ale nie szkodzi, trzeba iść dalej.", "Wszystko już wiem w tej kwestii.", "Może znajdę, kiedyś kogoś kto odwzajemni moje uczucia." i dać sobie z tym definitywnie spokój. Ja to wszystko wiem, a jednak czasami tęsknie. "Włącza" mi się irytujące myślenie. A już najgorzej jest jak "włączy mi się tryb analizy". Uuuu... Wtedy nie jest dobrze, nawet jeśli wiem, że to nie ma najmniejszego sensu i znaczenia. A "wyłączenie tego badziewia" choćbym naprawdę chciała nie jest proste. Prawdopodobnie jest to też wina mojej osobowości, której nie zmuszę do czegoś czego nigdy nie robiła.
Jednak dzisiaj jest dobrze. Sen poprawił mi chociaż na trochę nadszarpnięte samopoczucie. Jest tak jakbym pogodziła się z tą postacią rzeczy i byłoby fajnie jakby chociaż on znalazł swoją "księżniczkę z bajki" w swoim zabieganym świecie......

4 lutego 2013

Torba z bukietem

Powinnam już dawno to opublikować, bo już dawno ją podarowałam :P, ale tak jakoś mi zeszło. Jestem z niej zadowolona. Uważam, że mi wyszła pomimo małych technicznych problemów.

27 stycznia 2013

Torba -worek

Po długim czasie, doczekała się wykończenia :D. Koncepcja początkowa była trochę inna, ale nie wiele. Miała mieć inne ozdoby, jednak wydaje mi się, że wyszła fajnie. Zrobiona szydełkiem z bawełnianej włóczki, której koloru nie potrafię określić ponieważ jest ciut jaśniejsza niż prawdziwa czerń. Wymiary worka- 24x24cm, max. długość paska (od metalowych uchwytów) 122cm. Zamyka się po przez ściągnięcie sznurka wykończonego nitką, tak żeby się nie strzępił. Chętnie sprzedam jak jest ktoś zainteresowany. Tak za 45zł :)(plus przesyłka)







21 stycznia 2013

Serwetkowe róże


W związku z tym, że dzisiaj Dzień Babci, zrobiłam "różyczki" z serwetki. A  było to tak: od kilku lat wysyłam babciom z tej okazji kartki. W tym roku pojechałam sobie po ambicji i je sama zrobiłam jak to widać w poprzednim poście. Ale w związku z tym, że jedna z babć do mnie później dzwoni z podziękowaniami, ja ją uprzedzam i dzwonię jeszcze z życzeniami. Jak to mama powiedziała, babcia może do tego dużej wagi nie przykłada, ale jest szczęśliwa jak się do niej dzwoni, a potem wylicza kto pamiętał. I teraz nie było inaczej. Co prawda była dopiero, albo już koło 15 gdy dzwoniłam, babcia się ucieszyła i powiedziała, że dzwonię do niej pierwsza, że patrzy sobie codziennie na magnesik na lodówce, który jej dałam z napisem "Bóg nie mógł być wszędzie dlatego stworzył Babcie" (notabene Kaśce spodobał się pomysł i chciała kupić swoim babciom), że wszystkie kartki ode mnie leżą na kredensie i jest jej bardzo miło. Okazało się, że tegorocznej kartki jeszcze nie dostała, ale pójdzie do skrzynki sprawdzić czy już jest. Porozmawiałyśmy jeszcze o krzyżówkach i o skarpetkach nie do pary kupionych przez mojego pradziadka i dodreptując do klatki z wielkim skupieniem, żeby się nie poślizgnąć, skończyłyśmy rozmawiać. I w tym momencie pomyślałam, że jak mam nr do Maćka to powiem mu, żeby sprawił babci przyjemność i do niej zadzwonił. Ciekawa jestem czy to zrobi :D. Poza tym właśnie wpadłam na pomysł, żeby zrobić oto te różyczki z jednej warstwy serwetki, które nie są mi do niczego niezbędne i dać cioci :D. No i jak zrobiłam te 12 różyczek zastanawiałam się czy bardziej wyglądają jak śmieć czy jak bukiecik. Okazało się, że bliżej im do różyczek, więc odważyłam się dać je cioci. Na pytanie czy to dla niej i z jakiej okazji powiedziałam, że na Dzień Babci. I oczywiście, jakoś mnie to nie dziwi, byłam pierwsza, choć ma 5 wnucząt :D. Powiedziałam jej, że jak będę mieć więcej czasu to zrobię jej ładniejsze :D. I chyba z tej radości, chociaż jej odmawiałam dostałam ciastko i kawę w saszetce :D do zrobienia sobie później :).
Ps. Jak kończyłam pisać tą notkę, ciocia zaczęła mówić coś o cieście ale jej chłopców, którzy przypomnieli sobie o jej święcie. Zaproponowałam, że ja pójdę bo jest bardzo ślisko. I nie myliłam się. Ledwo wyszłam z klatki, a już mogła zacząć się chwiać. Z wielkim trudem poszłam do pobliskiej piekarni i kupiłam u mało miłej baby ciasto jogurtowe. Gdyby nie trawniki ze zlodowaciałym śniegiem zeszłoby mi chyba 2 jak nie 3 razy dłużej ślizgając się po chodnikach. Choć, co mnie ucieszyło, kilka metrów chodnika było obkute z lodu :D

18 stycznia 2013

Karta na Dzień Babci



W związku z tym, że ostatnio sporo robię prac ręcznych, pojechałam sobie po ambicji i postanowiłam zrobić kartki pocztowe z okazji Dnia Babci. Niestety do Scrapbooking'u baaardzo mi daleko, a wręcz poczułam się jakbym była w podstawówce i robiła laurki dla babć. Na szczęście nie są tak pofalowane, jak mi się wydawało, że będą. Wszystko w miarę trzymało się razem :D. A poddane opinii, przeszły je pozytywnie. Więc z braku jednej koperty, zrobiłam ją z białej kartki z bloku rysunkowego, zaadresowałam, przykleiłam po znaczku, które kiedyś znalazłam na moście (tak jak pieniądze czasami leża na chodniku, tak ja znalazłam 2 "sprawne" :D znaczki po 1,55 zł) i poszłam na osiedlową pocztę :D. Postałam w krótkiej kolejce, żeby dokupić znaczki na priorytet, i okazało się, że zdrożały. Z tego co pamiętam priorytet kosztował 1,95 zł, teraz wychodzi na to, że kosztuje 2,35 zł :P. Ale czego się nie robi, żeby w miarę wcześnie przyszły kartki do babć, w szczególności jak się je wysyła na ostatnią chwilę. Wątpię, żeby doszły w poniedziałek, ale mam nadzieję, że dojdą we wtorek :) .

17 stycznia 2013

Niebieskie trampki







Wykład na tyle 'nudny' i 'lajtowy' :D, że moge opublikować kolejne buciki zrobione przez moją mamę dla Maciusia psiapsiuły :D

15 stycznia 2013

Serduszko






Miałam zrobić dzisiaj kartki, ale stwierdziłam, że powinnam posprzątać pokój, co bym miała na to miejsce. Jak już się do tego wzięłam, szło mi jak krew z nosa. W końcu jak miałam większy bałagan na łóżku niż na biurku, wzięłam się za to serduszko. I niby taka popierdułka, a zeszło mi z nią ponad godzinę.

14 stycznia 2013

Małe, czarne etui



Miało być etui na szelki do torby, którą się jeszcze nie chwaliłam :P. Ale wyszło za małe. Może będzie dobre na klucze, choć nie wiedząc czemu jak na to patrze to widzę etui na różaniec :-|

13 stycznia 2013

Bombka kimekomi



Szukając w internecie zupełnie innej techniki prac ręcznych znalazłam technikę kimekomi. W internecie jest dość filmików, żeby się dowiedzieć o co w tym chodzi, dlatego daruję sobie opis :D. W każdym bądź razie, jak znalazłam sposobność do wypróbowanie metody, powstała oto ta bombka. Tutaj odpowiedniego efektu może nie widać, ale to dlatego, że tylko takie materiały posiadałam w domu :P. Gdybym użyła różnych, albo chociaż kolorowych materiałów, może byłoby to efektowniejsze :P. Miałam zamiar użyć szpilki z ozdobną główką (którą kupiłam, po małym niedogadaniu się ze sprzedawczynią:D), ale zachciało mi się ją prostować, co doprowadziło do złamania. tak czy inaczej wydaje mi się, że i bez tego wyszła mi całkiem ładna.

"Coś" a'la zwierzątko z filcu





Totalnie nie wiem co to za zwierzątko mi wyszło, ale skłaniałabym się tak bardziej do psa :D. W każdym bądź razie tragedii nie ma, bo wszystko trzyma się całości, bardzo się nie pokłułam :D, i zabawka siedzi sama, tzn. nie przewraca się na boki :) Jak na pierwszy raz myślę, że może być :)

12 stycznia 2013

Głupiutka dziewczynka

Tej notki w ogóle nie powinno być. Jak już się zebrałam, żeby ją napisać, odwidziałam mi się koncepcja jej pisania. Ale weszłam na chwilę do "galerii zdjęć" w zabawce. Ku mojemu, małemu zaskoczeniu znalazłam tam dwa zdjęcia nie zrobione przeze mnie, i wymalował mi się na twarzy uśmiech (nazwijmy go) radości. Zdjęcia oczywiście wiem kto zrobił, dlaczego, i dlaczego takie beznadziejne, ale chwilowo je chyba tam zostawię, co bym miała (dodatkowy) powód do uśmiechu.
Tak. To było mi potrzebne, a przynajmniej w tej chwili mi się tak wydaje. Nawet jestem skłonna powiedzieć, że brakowało mi tego. I co prawda po głowie już mi chodzi parę teorii spiskowych na ten temat, ale ciul z nimi. Spędziłam bardzo miło 2 godziny, które wiem, że prędko się nie powtórzą, jeśli w ogóle to nastąpi i będzie to właśnie ta osoba. Kij z tym, że potrzebował ochrzanu, łaskawie wcisnął mnie w swój napięty grafik w porę mnie o tym informując i nie wystawił mnie kolejny raz, podładowało to moje baterie samopoczucia. Brakowało mi tej głupkowatej paplaniny o wszystkim i o niczym. Choć szczerze powiedziawszy przemknęła mi przed spotkaniem myśl "ale w zasadzie o czym ja mam z nim rozmawiać", ale u mnie najwidoczniej to normalne. W każdym bądź razie, pomijając trzy-cztery niezręczne, niezauważalne momenty ciszy, zrobiłam się chyba nieznośna, a przynajmniej mnie się tak wydaje. Rozgadałam się jak nakręcona katarynka, do tego stopnia, że po dwóch godzinach głos mi zaczynał wysiadać (jak zwykle, za szybko wypiłam tyciusią czekoladę na gorąco). Na moje usprawiedliwienie mam tylko to, że długo się nie widzieliśmy. A dawno dawno temu (zanim spieprzyłam po drodze sprawę) uważałam go za osobę, z którą o dziwo dobrze mi się rozmawiało, pomimo że często też mnie irytował. Tak, zamierzchłe czasy, które już nie wrócą, już nie będą takie same, które może czegoś mnie nauczyły...

2 stycznia 2013

Czerwone buciki

Prawdopodobnie powinnam walnąć tu notkę z jakimiś wywodami na temat minionego roku, i tego który się zaczął, ale chwilowo mi się nie chce i nie mam weny ;P. Za to pochwalę się tymi bucikami na zdjęciu. Zrobiła je moja mamy :D na 'zamówienie' koleżanki z pracy ;P.