6 maja 2012

Wróciłam do rzeczwistości

Po tak długiej przerwie trudno mi zacząć pisać. Miałam pisać codziennie, a tu wypadł straszenie długi weekend i totalne rozleniwienie. Mogłabym wymienić kilka powodów dlaczego nie pisałam, ale daruję to sobie. Postaram się po prostu napisać to co mogłabym napisać w minionym tygodniu.

27 kwietnia w piątek po zajęciach poszłam na miasteczko po Ewelinę :D i w zasadzie ku mojemu zaskoczeniu korki w Krakowie z okazji (chyba) dłuuuuugiego weekendu były wszędzie. Nawet sznur samochodów stał tam gdzie wydawałoby mi się, że ta ulica jest raczej osiedlowa. A w zasadzie czy w centrum miasta można powiedzieć, że istnieją uliczki osiedlowe?
28 kwietnia w sobotę pojechałam do domu zamówionym busem. Zanim wyjechałam z Krakowa wyszłam z domu dużo za wcześnie przy okazji zapominając wziąć książkę dla Magdy ;/. Na szczęście w galerii udało mi się załatwić wydrukowanie zdjęć. Szczerze powiedziawszy za 89 gr to to urządzenie, które umożliwia drukowanie zdjęć z telefonu (za pomocą bluetootha) mogłoby drukować je lepiej (bez prążków). W każdym bądź razie wydrukowałam babci zdjęcie prawnusi i kupiłam do tego rankę, i babcia była w wniebowzięta, i oczywiście nie omieszkała pochwalić się o tym swojej córce :P, która jest babcią dziewczynki :P.
Co do podróży, na dworcu autobusowym sporo ludzi i nie obyło się bez gamoni;p , którym brakowało na bilet. Kurcze jakby nie mogli o jedno piwo wypić mniej tak, żeby starczyło im na bilet skoro wiedzieli, że muszą jechać do domu. A może to porostu taki stan tupetu Jakoś to będzie, najwyżej pozaczepiam naiwnych ludzi na dworcu....;> Mnie udało się drugiej wsiąść do busa po mimo, że byłam tam pierwsza :D i stałam nie potrzebnie tam tak długo :P, ale co z tego jak za mną usiadła babka, która sprawiała, że podróż nie była super komfortowa. Dobrze, że to małe dziecko większość drogi przespało.
29 kwietnia w niedziele niespodziewanie przyjechała ciocia Ania z wujkiem :). Dla odmiany zabrali mnie i mamę (bo tata nie chciała;P ) na obiad do restauracji na obrzeżach miasta. W związku z tym, że nie wiedziałam co wziąć (mama najwidoczniej też nie, bo wzięła to samo co ja) wybrałam placki ziemniaczane po cesarsku. Wujek zaczął żartować czy to przystawka, a potem jak nam przynieśli, że my to musimy tu jadać, bo wiedziałyśmy co wziąć. Prawda była taka, że byłam tam z mamą po raz pierwszy, a placki ziemniaczane dość, że były w sosie, udekorowane pomidorkiem, ogórkiem i surówką z buraczkami to jeszcze były przekładane mięskiem :D. No i wydawały się najbezpieczniejszym posiłkiem, tzn takim który da się zjeść i mało prawdopodobne, żeby były bardzo skopane (tak na marginesie, były ciut za słone :P). Potem wpadliśmy do babci z nowym czajnikiem na herbatkę i po drodze kupionymi ciastkami ;D. No a potem ku mojej radości udało mi się zabrać z nimi do Warszawy.
Ja pierdziu, ale ciocia przeklina na kierowców. A na krzycz się, że to najgorszy kawałek drogi, że sku******** jeździ, a że to brak kultury, a że to baby za kierownicą, i ona odda prawo jazdy tylko po to żeby nie być w grupie tych k***. A jak wujek mnie zapytał kiedy ja robię prawo jazdy odpowiedziałam, że się zastanawiam, bo nie chce być taką kolejna babą na drodze.
Jak dojechaliśmy trafiłabym nie na tą część ulicy na którą powinnam trafić;p. Najpierw niby kręciłam, że to nie tędy, a potem okazało się, że jednak miałam racje. No i tym sposobem trafiłam do Magdy. Obejrzałyśmy świetną, nawet polską, komedie Chłopaki nie płaczą i poszłyśmy spać, bo Magda do pracy, a ja w teren.

eemmm... dalszy ciąg postaram się napisać jutro, bo ta notka już się zrobiła długa. A na jutro nie przewiduję wielkich wrażeń więc napiszę trochę o zeszłym tygodniu i najwyżej wtrącę coś o rzeczach bieżących ;p.