27 września 2013

Dobry Samarytanin czy Jeleń wpuszczony w maliny?

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Jesteście na spacerze (najlepiej na taki przy brzydkiej pogodzie). Zaczepia was facet, który wygląda na normalnego przeciętniaka. Nie typowego, polskiego żula. Normalny przeciętniak. Zaczyna gadać jak poparzony, że jest z daleka i potrzebuje pieniędzy na bilet. A jak dostanie tylko wypłatę odda pieniądze. Na dowód dobrych zamiarów pokazuje dowód osobisty i prawo jazdy, trzyma zwykły telefon komórkowy i mówi, że jak mu pomożesz weźmie twój nr telefonu i skontaktuje się później z tobą w sprawie oddania długu. Wplata w to wszystko, że jest optymistą i osobą wierzącą. Wierzy, że ktoś nad nim czuwa, i że taka osoba (wierząca) mu pomoże (nie wyglądana na światka jehowy). Co robicie, zważając, że bilet nie jest tani?
Dobrze. To teraz chcecie mu pomóc, bo wzbudził wasze zaufanie. Nie macie pieniędzy przy sobie, a do bankomatu jest z 15 minut drogi. Co robicie?
Pewnie z 95% z was odpuściłoby przy pierwszym wyobrażeniu i nie pomogło mu. Przy drugim wyobrażeniu 99% z tych pozostałych też by odpuściła i mu nie pomogła. Czyli ma bardzo marne szanse na uzyskanie pomocy, jeśli jest prawdziwa.
Z czego to wynika? Bo przecież nie z tego, że jest prawie koniec miesiąca i nie macie pieniędzy na koncie jak ten facet. Nie. To wynika z szerzącej się nieufności do ludzi, bo za dużo chodzi po tym świecie oszustów i osób manipulujących innych. I tylko taki jelenie jak ja dają się czasami podejść, a nie jestem jeszcze na emeryturze. Ba! Nie mam nawet jeszcze pracy.
Co mnie do tego posunęło oprócz braku asertywności i zbyt duża empatia? Jedyne co przychodzi mi do głowy, na co mogę to zwalić to wychowanie, które nie uważam za złe, ale w tym wypadku naiwne. Usłyszałam kiedyś, że ludziom trzeba pomagać, bo "energia" potem do ciebie wraca. Ta dobra i ta zła.
Nie wiem czy "kupowanie energii" faktycznie ma coś w sobie czy nie, ale w dzisiejszym wypadku czuję się jak jeleń wpuszczony w maliny, a nie jak dobry Samarytanin, który ratuje człowieka z opresji. I choć już zdarzyło mi się "pomagać" wpierając kogoś finansowo, dzisiaj czuję się naprawdę dziwnie. I nie wiem czy chodzi tu o to, że dałam się tak podejść, czy o to, że faktycznie ten człowiek może się ze mną skontaktować i oddać mi pieniądze? Na domiar złego, a w zasadzie chyba dla pogorszenia humoru sprawdziłam ile może kosztować domniemany bilet, i dodatkowe, lub inne opcje pomocy. Ale może faktycznie "dobra energia" do mnie wróci? Za tą cenę powinna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz