11 marca 2011

liczyliście kiedyś ile osób w waszym życiu coś "znaczyło"? te które utkwiły wam najbardziej w pamięci? te które "coś wniosły" do waszego życia. ile macie osób z którymi stosunkowo długo utrzymujecie kontakt i to nie taki przez portale społecznościowe, tylko takie realne kontakty, bez żadnych przekaźników? ja mam grupę takich ludzi, którzy tkwią w mojej pamięci do teraz, nawet jeśli to było w przedszkolu. większość z tych osób nie poznaje mnie na ulicy;p (i nie mam do nich o to pretensji;p). niektórych również ja mogłabym nie poznać, szczególnie te osoby, które są ode mnie dużo młodsze. ale pamiętam dużą liczbę osób z twarzy i skąd je mogę znać, trochę gorzej z imionami, ale też nie jest tak bardzo z tym źle. kojarzę osoby z przedszkola, podstawówki, półkolonii, kolonii, gimnazjum, liceum i niektóre osoby z podwórka. jednak tak naprawdę osoby, które utkwiły mi szczególnie w pamięci jest dużo mniej. a jeszcze z mniejszą liczbą osób istnieje szansa, że mogłabym porozmawiać na ulicy gdybym jakąś spotkała;). większość moich kontaktów to dziewczyny;p, ale to jakiś nieszczególny dla mnie problem. również osoby z którymi utrzymuję najdłuższy kontakt to dziewczyny.
najdłużej znam k.b., bo tak naprawdę jesteśmy jak siostry. ta znajomość została nam narzucona odgórnie przez nasze mamy, które poznały się w robocie, a potem mieszkały po sąsiedzku. więc nawet jeśli obie wyprowadziłyśmy się z tego bloku, jesteśmy skazane na siebie;D. takiej znajomości nie można od tak sobie zerwać, o nie! to byłoby nawet niewybaczalne! a z k.b musimy być naprawdę jak siostry, bo często nie możemy się dogadać. nie wiem jak ja często ją irytuje, ale jej zdarza się to stosunkowo często. co prawda nasz kontakt jest ograniczony, ale na szczęście studiujemy w tym samym wspaniałym mieście;]. k.b. jest osobą, z którą można pogadać o wszystkim, ale niestety nie jest tą osobą która potrafi ukoić moje "zszargane nerwy". choć ostatnio, szczególnie jak do mnie dzwoni, jest tak jakoś inaczej. czyżbyśmy trochę dorosły, czy po prostu rozmawiamy w odpowiednim dla nas czasie. no nie ważne. tak naprawdę nie wiem co mogę o niej powiedzieć, bo naprawdę jest jak siostra. co prawda w większości przypadków (i to nie tylko w jej przypadku) to chyba ja pierwsza się odzywam;P, ale to prawdopodobnie bez znaczenia.(moja mama też częściej dzwoni do swoich sióstr niż one do niej.)... tak tu mi naprawdę brakuje słów. przychodzi mi na myśl to, że trudno jej się pomaga, bo zaraz chce się odwdzięczać. często nie słucha co ja do niej mówię i równie często nie mogę jej zrozumieć co pisze do mnie na gg, pomimo że to jest po polsku. czasami ma dziwne teorie;D, i jeszcze dziwniejsze teksty, ale to cała k.b. po tak długim czasie mogę powiedzieć, że się do tego przyzwyczaiłam. no i niestety jak przebywamy ze sobą za długo to najchętniej pozabijałybyśmy się nawzajem. niczym siostry, które nie umieją podzielić się jednym pokojem, ale bywają takie chwile, gdzie przychodzi taka świadomość, że życie bez tej drugiej byłoby co najmniej dziwne.
krótszy staż mam z k.n., którą znam od podstawówki, i chyba gdyby nie gimnazjum znajomość szlag by trafił. ale tak nie jest. a przynajmniej jak na razie. tzn. nasza znajomość przeżywa swoje renesanse. w podstawówce było różnie, raz zostawałam "odstawiona" na bok, potem znowu sobie o mnie przypominała, potem znowu, i tak w sumie w kółko. to była podstawówka. potem było gimnazjum, w którym byłyśmy chyba jak papużki nierozłączki. potem było liceum, ja w sko, ona w krk. i na 3 lata widziałyśmy się może...hmmm... w porywach z 5 razy. do tego dochodzi jeszcze rok jej studiowania w lublinie. a prawdziwy, najprawdziwszy renesans nastąpił gdy zerwała z jednym i zaczęła być z drugim chłopakiem. tak. tu cisnęłoby mi się kilka słów, które ona by się wyparła w żywe oczy. krótko mówiąc, często czułam i czuję się przez nią "wykorzystywana" i "zmanipulowana". ponadto jest taką osobą, którą w jej obecności czuję się zdominowana.(odwrotne odczucia mam w stosunku do k.b. mam wrażenie, że to ja próbuję ją zdominować.) pozostańmy na takim poziomie narzekania na k.n. i przejdźmy do tego, że jest również osobą z którą dobrze mi się rozmawia i na dodatek dobrze mi się z nią "bawiło", tzn. potrafiła i chyba nadal potrafi mnie rozbawić. pomimo tych "złych odczuć" zawsze mnie fascynował jej spryt, wygadanie, umiejętności, podejście do życia. często wydaje mi się, a przynajmniej ostatnio, że jej spory sposób bycia najchętniej podciągnęłabym pod definicje "kobiety idealnej na miary naszych czasów";p. tak, w niektórych przypadkach chciałabym być "taka jak ona", ale tylko w niektórych ;p.
prawdopodobnie c.d. :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz