21 czerwca 2012

Auć, parzy mnie gładzik:D

W ramach odpoczynku po takim sobie dniu postanowiłam włączyć sobie 2 bajki. Pierwsza to Piorun. Bajka o psie imieniem Piorun, który jest kultowym bohaterem serialu. Przez całe swoje życie myślał, że jest superbohaterem, który ma bronić swoją panią przed Doktorem Zło. Jednam przez pewien bieg wydarzeń musiał zmierzyć się z rzeczywistością i poznać prawdziwe psie życie. Jak to w bajkach bywa, szczególnie tych z Disneya, można doszukać się morałów, które subtelnie wyłapuje się podczas oglądania filmu.
Drugim filmem, który obejrzałam jest Alicja w krainie czarów. Wydaje mi się, że ten film zna prawie każdy, a przynajmniej częściowo wie o co chodzi, a morały wprost rażą swoim jestestwem (oczywiście nie na tyle, żeby obrzydzić mi przyjemność z oglądania). Przyznaje się, ja obejrzałam go po raz pierwszy w całości, albo po prostu nie pamiętam, żebym oglądała jakąkolwiek inną wersje. No przepraszam, byłam w kinie na Alicji w krainie czarów, w której zagrał Johnny Depp z Mią Wasikowską, a nie dawno od połowy akcji oglądałam w telewizji (i chyba nadal wole 2D od 3D). Co prawda oba te filmy o Alicji mnie nie powaliły  i nie do końca wiem, która jest lepsza, ale Johnny w swojej charakteryzacji bardziej mi się podobała jako kapelusznik (może to wynika z mojego wieku:D). Obie Alicje... są produkcją Disneya, i w zasadzie jedna jest kontynuacją drugiej. Animowaną stworzono 1951, a tą filmową w 2010.
W między czasie, czyli w trakcie oglądania, zrealizowałam swój plan, rozwiązania problem braku białej koszuli z krótkim rękawem. Mianowicie stwierdziłam, że z długim mam wystarczająco dużo, i że jedna bluzka, której jeszcze nie nosiłam idealnie się nadaje do przeróbki. Z resztą wcześniej obcięłam jej kołnierzyk, to stwierdziłam, że jak obetnę jej jeszcze rękawy to się jej nic nie stanie. No i obcięłam. Tragicznie to nie wygląda więc wydaje mi się, że do noszenia na letnie egzaminy się nada. No i jak skończyłam obrębiać rękawy to zaczęłam już oglądać Alicję..., więc zrobiłam jeszcz ze 3 rządki na drutach takiej jednej rzeczy :p. Mam nadzieję, że uda mi się to skończyć, i że nie będzie źle wyglądać.
No i pomyślałam sobie na koniec oglądania, że a może by coś napisać na blogu.... Dotyka ja ci gładzik :D, czyli myszkę laptopową, a ona taka gorąca, że aż w paluszki parzy :D. Co się okazało? Dziecko zapomniało wtyczki od podstawki z wiatraczkiem wsadzić do gniazda USB w laptopie. No i suma sumarum, jak kończę tą notkę i już mało będę z niej korzystać (z myszki) to robi się już w miarę zdatna do użytku :D.
PS.Jak wracałam do domu z uczelni myślałam o czymś co by tu napisać. I nie wyszło. Choć może tylko dodam, że widziałam jak na placu puszczali coś na zasadzie latawca i przypomniało mi się, jak przez mgłę, że jak byłam mała to też puszczałam latawce z tatą. Tzn. on puszczał, a ja miałam z tego frajdę :D.

P.S.S Doszłam do wniosku, że starej dobrej klasyki nie da porównywać się z nowoczesnymi kolorowymi możliwościami grafiki. Owszem, bohaterowie z filmu są bardziej kolorowi i mają swoją charyzmę, ale bez bajki (i książki) nie powstaliby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz